Adam Wiśniewski jest jednym z najlepszych skrzydłowych, wychowanków Wisły Płock. Przebojem wdarł się do drużyny, zdobył serca kibiców i uznanie trenerów kadry narodowej. Niestety, pięknie zapowiadającą się karierę przerwała kontuzja. Gdyby nie ona, byłby w gronie wicemistrzów świata. Dziś Adam ogląda spotkania piłki ręcznej z trybun, chodzi o kulach i marzy o Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie – pisze Tygodnik „Płocki”.
Jolanta Marciniak: – Ja to się stało, że w rodzinie siatkarskiej pojawia się znakomity piłkarz ręczny?
– Wszystko przez to, że trafiłem do takiej klasy w szkole podstawowej, gdzie nauczyciel wychowania fizycznego, Piotr Górecki, był trenerem piłki ręcznej. Zacząłem chodzić na dodatkowe zajęcia, a ponieważ w szkole były też inne dyscypliny sportu, to ja próbowałem wszystkiego. Nie była mi obca siatkówka czy koszykówka. Chodziłem na wszystkie SKS-y, aż w pewnym momencie zaczęło mi brakować czasu. Właśnie wtedy zdecydowałem się na piłkę ręczną.
W Wiśle doskonałych trenerów nigdy nie brakowało. Który miał największy wpływ na rozwój Twojej kariery?
– Na pewno od każdego trenera czegoś się nauczyłem, w tak młodym wieku człowiek chłonie wszelką wiedzę. Najpierw szkolił mnie trener Tadeusz Wiśniewski, potem przez dwa lata w juniorach młodszych Stanisław Suliński, a wreszcie w juniorach starszych Edward Koziński. Wcześniej grałem na prawym skrzydle, a dopiero trener Koziński ustawił mnie na lewym i okazało się, że to jest najlepsza pozycja dla mnie.
W tym roku skończysz 27 lat, to dobrze ponad 15 lat jesteś z tą dyscypliną, ale dziś jesteś na zakręcie. Przypomnij, jak do tego doszło, że dziś zamiast walczyć z kolegami o kolejny tytuł Mistrza Polski, siedzisz na trybunach.
– To było przed rokiem, 3 marca, podczas meczu półfinałowego z Zagłębiem Lubin. Zapamiętam tę datę do końca życia. Zerwałem więzadła krzyżowe i rozpocząłem leczenie. W maju miałem operację, a potem przyszedł czas na rehabilitację, która potrwała do listopada. W grudniu wróciłem na zajęcia z drużyną, w styczniu tego roku pojechałem na obóz, przepracowałem całe zgrupowanie i byłem gotowy do gry. W jednym z meczów turniejowych przed wznowieniem rozgrywek, kontuzja się odnowiła.
Dziś znów jesteś po operacji?
– Tak, miałem operację w Dzień Kobiet, a teraz przechodzę rehabilitację. Od poniedziałku do piątku jestem w Olsztynie, gdzie się rehabilituję. W Olsztynie jest profesjonalna przychodnia i tym razem wybrałem taką drogę dochodzenia do sprawności. Po pierwszej kontuzji opiekowali się mną lekarze z Niemiec, gdzie jeździłem co jakiś czas na kontrolę, a ćwiczenia wykonywałem sam. Dostawałem dokładną rozpiskę, co mam zrobić, ale teraz jestem pod okiem specjalistów, bo mam nadzieję, że tym razem nie dojdzie do kolejnej operacji. Gdyby to się stało, to raczej nie byłoby szans na powrót do sportu.
Jak długo potrwa teraz rehabilitacja?
– Jeśli wszystko będzie przebiegało zgodnie z planem, to 7-8 miesięcy. Potem prawdopodobnie będę mógł wrócić do treningów. Nastąpi to gdzieś pod koniec roku, ale teraz będzie wyglądało inaczej, bardziej spokojnie. Nie tak odważnie i chyba momentami brawurowo, jak to było teraz. Bo czas pokazał, że nie byłem do końca przygotowany do treningów i w efekcie pauzuję następny rok.
Ta kontuzja pozbawiła Cię możliwości grania w Mistrzostwach Świata i zdobycia z kolegami srebrnego medalu. Gdyby nie to, byłbyś w zespole.
– Na pewno byłem w kręgu zainteresowań trenera, prezentowałem równą formę i myślę, że trener Bogdan Wenta zabrałby mnie do Niemiec. Zresztą na pewno bym o to walczył, by znaleźć się w reprezentacji. Ale oczywiście cieszę się, że koledzy zdobyli medale. Może teraz coś się w polskiej piłce ręcznej ruszy.
– Całe życie sportowe jesteś związany z Płockiem, czy to znaczy, że nigdy nie miałeś żadnych propozycji z innych klubów?
– Kiedyś były propozycje, przede wszystkim po mistrzostwach świata w Słowenii, w których wziąłem udział. Wtedy byłem związany z klubem kontraktem i wytłumaczyłem sobie, że jeszcze zdążę podbić świat. Potem odkładałem wyjazd z roku na rok, ale tej decyzji nie żałuję. Zdobywałem z kolegami przez trzy kolejne lata Mistrzostwo Polski, graliśmy w Lidze Mistrzów, więc nie ma co żałować pozostania w Płocku.
Więcej w „Tygodniku Płockim”