Grzegorz Tkaczyk jest jedną z gwiazd reprezentacji, jednym z liderów, którzy mają zapewnić olimpijski awans. Kapitana zespołu narodowego zabraknie jednak w pierwszym meczu kwalifikacyjnym, Euro 2008 przeciw Holandii. W jego miejsce do Eindhoven pojedzie Zbigniew Kwiatkowski.
– Bark cały czas boli. Praktycznie od mistrzostw świata gram na środkach przeciwbólowych – powiedział Tkaczyk, który w spotkaniu z Litwą nie był nawet wpisany do protokołu. – Potrzebuję przerwy, by się wyleczyć.
Jak pan ocenia formę pozostałych kadrowiczów, którzy przyjechali do Głogowa? – zapytał „Przegląd Sportowy”.
Wyglądają na zmęczonych, ale są w dyspozycji i normalnie trenują.
Czy pański kolega z Magdeburga Holender Fabian van Olphen odgraża się, że pomarańczowi wygrają w sobotę?
– Nie, bo on nie będzie grał. Słyszałem, że wielu Holendrów, którzy są związani z ligą niemiecką, nie wystąpi w Eindhoven. To nie oznacza, że będzie nam łatwo. Na pewno się sprężą na mecz u siebie i trzeba być do niego przygotowanym.
Chyba jest pan zadowolony, że zawirowania w klubie się skończyły. Ale szóste miejsce w Bundeslidze to już porażka…
– Przez wiele tygodni czuliśmy się niekomfortowo, ale wszystko już się „wyprostowało". To duży plus. A z sezonu jesteśmy zadowoleni Przede wszystkim ze zdobycia Pucharu EHF, bo to było naszym głównym zadaniem. W końcówce ligi kontuzje Joela Abatiego, jedynego leworęcznego rozgrywającego, i Olivera Roggischa stały się bardzo dużym osłabieniem. Do czwartej pozycji zabrakło niewiele. Teraz przyjdzie wielu nowych zawodników i w przyszłym sezonie powalczymy o miejsce w Lidze Mistrzów.
Jak pan przyjął mistrzostwo Polski Zagłębia Lubin?
– Dobrze się stało, coś fajnego wydarzyło się w tych rozgrywkach. Lubinianie zasłużyli na tytuł, grali równo, mają dobry zespół. Bartek Jaszka jest potwierdzeniem awansu Zagłębia w krajowej hierarchii.
Pewnie już pan zaplanował zasłużone wakacje. Rusza pan w wielki świat?
– Czekam na nie, to oczywiste. Gdzie się wybiorę, jeszcze nie wiadomo. Z pewnością dwa tygodnie spędzimy z rodziną na Mazurach.