Człowiek od szczypiorniaka *
Chciałoby się powiedzieć, jak ten czas bieży. Urodziłem się grubo przed wojną światową i uczęszczałem do gimnazjum „dawnego typu”, w którym wymagano od nas miedzy innymi łaciny. Dlatego też mogę, jako motto do tej garści wspomnień zacytować Owidiusza „Tempora labuntur tactisqoue senescimus annis”, co w wolnym przekładzie znaczy „Czas mija nieznacznie, starzejemy się wraz z mijającymi latami”.
Przyszedłem na świat zanim zaczęto uprawiać piłkę ręczna w naszym raju, później zaś służyłem jej, jako zawodnik, sędzia i działacz. Pierwsze moje zetknięcie ze szczypiorniakiem nastąpiło w 1927 roku, miałem wówczas szesnaście lat i wielka fantazję. Z krakowskiego gimnazjum wysłano nas na obóz wyszkolenia fizycznego
i przysposobienia wojskowego nad morze do Poczernina (obecnie Władysławowo), gdzie moja drużyna zwyciężyła w turnieju koszykówki i siatkówki. Pamiętam dokładnie, że w nagrodę otrzymaliśmy przepisy gier ruchowych, m.in. do palanta i piłki ręcznej wydane przez Kurletę i Rembowskiego. Przepisy wykułem na pamięć a nieco później postanowiłem ukończyć kurs sędziowski. W 1928 roku zdałem egzamin lecz nie miałem jeszcze osiemnastu lat a taki limit wieku, jak na nieszczęście wtedy obowiązywał. Pozwolono mi jednak wyjątkowo na sędziowanie meczów.
W tym samym roku wyjechałem na 6 tygodniowy kurs sportowy do Poznania, który był zorganizowany przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej i odbywał się w CWSGiS. Wspominam o tym dlatego, ponieważ prowadzący tam zajęcia
K. Jaroszewski propagował szczególnie mocno polską piłkę ręczną. Polegało to na tym, że gdy piłka znajdowała się poniżej kolan to się ja kopało, jeżeli zaś powyżej to zagrywało się rękami. Była to jednak zbyt brutalna gra, obfitująca w dużą ilość fauli
i z tego powodu szybko zrezygnowano z jej uprawiania, chociaż warto wiedzieć, że taki sposób gry kiedykolwiek istniał.
Pierwsze mistrzostwa Polski w jedenastoosobową piłkę ręczną rozegrano
w 1930 roku. Rok później startowałem w finale najlepszych krajowych drużyn
w barwach PTG Sokół z Krakowa. Zdobyliśmy wtedy brązowy medal. Przy okazji wart dodać, że panie swój pierwszy mecz w „jedenastkę” rozegrały w 1948 roku. Był to mecz pomiędzy reprezentacjami Krakowa i Śląska, który odbył się w ramach uroczystości XX-lecia Krakowskiego Okręgowego Związku Piłki Ręcznej a ja miałem przyjemność sędziować te zawody.
Trudno zliczyć ile meczów sędziowałem w swojej karierze z gwizdkiem. Sędziowanie rozpocząłem jeszcze w 1928 roku a sędzią międzynarodowym, mianowanym przez IHF zostałem w roku 1958. Prowadziłem mecze międzynarodowe m.in. w Wilnie, Kłajpedzie, Leningradzie, Berlinie, Neubrandenburgu. W tym miejscu chciałbym powrócić pamięcią do jednego wydarzenia, które dzisiaj może uchodzić za anegdotę. W 1958 roku reprezentacje Polski pań i panów wyjechały na tourne po ZSRR a ja towarzyszyłem im w charakterze sędziego. Mieliśmy w planie i terminarzu rozegrać szereg spotkań w Wilnie, Kłajpedzie, Leningradzie, Moskwie i Kijowie. W trzech pierwszych miastach rozegraliśmy siedem spotkań z reprezentacją ZSRR, z których pięć zakończyło się naszym zwycięstwem, raz zremisowaliśmy a jeden mecz przegraliśmy. Nagle w Leningradzie dowiedzieliśmy się, że mamy wracać do kraju ponieważ odwołane zostały mecze w Moskwie i Kijowie. Oficjalnie nie podano przyczyn takiej decyzji. Prywatnie dowiedziałem się od znajomego litewskiego sędziego, że skrócono nasze tourne ze względu na niezadowalające dla gospodarzy wyniki dotychczasowych spotkań.
Mógłbym napisać jeszcze kilkadziesiąt a może kilkaset stron moich wspomnień związanych z piłką ręczną, ale nie mógłbym nigdy pominąć lat kiedy, jako nauczycielw krakowskich szkołach organizowałem budowę małych boisk do piłki ręcznej a uczennicom i uczniom starałem się wpajać arkany tej pięknej dyscypliny sportu. Wielu z moich podopiecznych zasiliło później ligowe zespoły. Byłem też działaczem Krakowskiego i Polskiego Związku Piłki Ręcznej. Przez dziewięć lat prezesowałem Krakowskiemu OZPR a do września 1992 roku pracowałem w Komisji Rewizyjnej i Komisji odznaczeń ZPRP. To wtedy opracowałem graficzny wzór diamentowej odznaki, która teraz jest wręczana najbardziej zasłużonym instytucjom i ludziom dla polskiej piłki ręcznej. Nigdy nie zapomnę wspólnych wyjazdów z reprezentacjami, jako kierownik i posiadacz diamentowej odznaki z numerem szóstym. Również niezwykle sobie cenię odznaczenie Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta oraz Puchary otrzymane podczas gdańskiego turnieju „Neptuna” czy w Krakowie z rąk szefa polskiego sportu Marka Paszuchy. Były to dla mnie najprzyjemniejsze nagrody
i niezapomniane chwile w moim życiu, które poświęciłem polskiej piłce ręcznej.
*- przedruk wspomnień z wydawnictwa ZPRP „75 lat piłki ręcznej w Polsce – Warszawa 1993.