Reprezentacja Polski nieznacznie przegrała z Norwegią w swym pierwszym występie w MŚ we Francji. Biało-czerwoni rozpoczęli mundial w naprawdę dobrym stylu. Walka na całej szerokości boiska, ciekawe rozwiązania w ataku, solidna gra w obronie i Adam Malcher dokonujący rzeczy wręcz niemożliwych miedzy słupkami – te składowe przyniosły polskim kibicom sporo radości w ten czwartkowy wieczór. Niestety w decydujących momentach minimalnie skuteczniejsi okazali się Skandynawowie.
Odmłodzona reprezentacja Polski weszła w mecz bez większych skrupułów, a co najważniejsze z mądrością i spokojem. Skuteczne interwencje Adama Malchera oraz dwie bramki Tomasza Gębali zaskoczyły Norwegów, którzy spieszyli się, by odrobić niewielkie straty. Biało-czerwoni, za sprawą dobrze i długo rozgrywanych ataków, toczyli wyrównaną grę z faworyzowanymi rywalami. Jedynym mankamentem spotkania była duża ilość przewinień w ataku po obu stronach boiska.
Po kwadransie o czas poprosił trener Talant Dujszebajew. Jego rady przyniosły efekt w postaci dwóch z rzędu trafień Michała Daszka. W dalszym ciągu na przyzwoitym procencie skuteczności grał Malcher, czym zagrzewał resztę zespołu do walki (7:6; 19 min.). Po stronie Norwegów dobrze prezentował się Espen Lie Hansen, mający w tym momencie trzy bramki na swoim koncie.
Problemem była ilość strat, bowiem w pierwszej połowie Polacy zanotowali ich aż dziesięć. Na szczęście dobrze funkcjonowała defensywa, dzięki czemu wynik oscylował wokół remisu. W grze Biało-czerwonych widoczna była walka i determinacja, by pokazać się z jak najlepszej strony. Efekt tego był zadowalający, a do szatni oba zespoły schodziły przy stanie 10:12.
Po przerwie podopieczni Dujszebajewa nie spuścili z tonu. Na słowa pochwały zasługiwała współpraca z obrotowym i postawa Marka Daćko. Spotkanie zamieniło się jednak w pojedynek bramkarzy. Do skuteczności Malchera postanowił dostosować się Espen Christensen, choć po trafieniu Tomasza Gębali na tablicy widoczny był remis (13:13; 37 min.).
Szwajcarscy sędziowie nie pozwalali na agresywną postawę i pilnowali przestrzegania przepisów, dzięki czemu nie wprowadzali dodatkowej nerwowości. Biało-czerwoni znakomicie wykorzystywali grę w przewadze, a niezawodny był Michał Daszek, który oddając sześć rzutów utrzymywał stuprocentową skuteczność.
Kibice byli świadkami widowiska na dobrym poziomie, które miało rozstrzygnąć się w samej końcówce. Na czternaście minut przed ostatnim gwizdkiem swoją drugą bramkę zdobył Rafał Przybylski, czym doprowadził do kolejnego remisu (18:18). Najważniejszy był jednak fakt, że wypracowanie pozycji rzutowej nie przychodziło Norwegom zbyt łatwo.
W ostatniej fazie spotkania Polacy mieli trzy okazje do wyjścia na prowadzenie. Niestety, akcje w ataku nie zakończyły się powodzeniem, ale na posterunku stał Malcher, który wciąż dawał nadzieję na zwycięstwo. W poczynania drużyny Dujszebajewa wkradły się jednak niewymuszone błędy. Odpowiedzią były trafienia Kristiana Bjornsena, czym przypieczętował wygraną swojego zespołu.
POLSKA – NORWEGIA 20:22 (10:12)
POLSKA: Morawski, Malcher – Daćko 2, Łyżwa, Jachlewski, Krajewski 1, Niewrzawa, Walczak, Moryto, Daszek 7, M. Gębala, Przybylski 2, Paczkowski, Gierak 2, T. Gębala 6, Chrapkowski.
NORWEGIA: Christensen, Bergerud – Sagosen 3, Hykkerud, Myrhol 2, Tonnesen 2, Jondal 1, Bjornsen 5, Lindboe, Gullerud, Rod, O’Sullivan, Tangen 2, Johannessen 1, Hansen 6.