24 listopada 2015

Z cyklu “Poznaj Ambasadora EHF EURO 2016”: Daniel Grobelny

DANIEL GROBELNY: Potrzeba wiele pokory, by grać w piłkę ręczną

Wrocław jest jednym z Miast-Gospodarzy EHF EURO 2016, a jednym z Ambasadorów tego wydarzenia w stolicy Dolnego Śląska jest były reprezentant Polski a obecnie drugi trener Śląska Wrocław. Z Danielem Grobelnym porozmawialiśmy o polskiej lidze, wizerunku naszego kraju w Europie i o szansach reprezentacji na mistrzostwach Europy.

Monika Litwin: Na początek trochę o Śląsku Wrocław, którego jest Pan drugim trenerem. W zeszłym sezonie ledwo udało wam się utrzymać miejsce w Superlidze, w tym znów trzeba będzie o to walczyć. Co należy poprawić, żeby się to udało?

Daniel Grobelny: To jest dość ciężkie pytanie, bo my budujemy zespół od podstaw. Teraz będzie to piąty rok tej budowy. Cały czas walczymy, żeby Śląsk funkcjonował, żebyśmy prezentowali jakiś poziom, ale brakuje nam trochę ekonomicznych aspektów. Sponsorzy są ważni, bo każdy klub potrzebuje ich wsparcia do rozwoju. Chcemy też szkolić młodzież, która w przyszłości mogłaby zasilić skład pierwszej drużyny.

Kiedyś Śląsk był na szczycie, ostatni raz po mistrzostwo Polski sięgnął, gdy Pan grał w składzie. Jest szansa, że do tego wrócicie?

Kiedyś na pewno. Oczywiście teraz tabela dobitnie pokazuje, że nie będzie to za rok czy dwa, ale to proces wieloletni. Na mistrzostwo Polski będziemy musieli jeszcze poczekać. Poza tym teraz jest zarezerwowane na kilka dobrych lat przez Vive Tauron Kielce i Orlen Wisłę Płock. A każdy kto chce się do nich zbliżyć musi dysponować potężnym kapitałem.

Czy ta dominacja nie obniża poziomu i jakości polskiej ligi?

I tak, i nie. To jest dobre na arenie międzynarodowej, bo mamy dwa zespoły, które reprezentują nasz kraj. Vive właściwie bije się o najwyższe trofea, Wisła Płock również mocno walczy. Na polską ligę przekłada się to o tyle, że każdy kto mierzy się z tymi gigantami, stara się i chce wypaść jak najlepiej. Co za tym idzie – wzrost poziomu. Tylko, że na koniec wynik i tak jest przesądzony, a triumfują zawsze oni.

Wspomniał Pan, że Śląsk potrzebuje sponsorów, a miasto Wrocław z racji tego, że jest jednym z Gospodarzy EURO 2016 powinno przyciągnąć inwestorów do piłki ręcznej.

Z pewnością można na to liczyć. Nawet wczoraj było spotkanie odnośnie EURO2016 w Hali Stulecia, przyjechało mnóstwo zagranicznych dziennikarzy. Tutaj jest sporo możliwości, a mistrzostwa są trampoliną dla piłki ręcznej. Może ktoś będzie chciał zainwestować w tę dyscyplinę, nawet nie tyle wrocławską, ale polską na pewno.

Tej wrocławskiej piłce ręcznej jest chyba ciężko przebić się przez konkurencję jaką tworzą piłka nożna czy siatkówka?

Zgadza się. To jest dobry wątek, ponieważ Wrocław jest specyficznym miastem. Wszystkie dyscypliny sportowe potrzebują wsparcia finansowego i choć miasto oczywiście pomaga jak może, ma sporo tych klubów do obdarowania. My potrzebujemy jeszcze więcej, żeby grać na wyższym poziomie, a do tego niezbędni są sponsorzy zasilający budżet.

Panu z pewnością jeszcze bardziej zależy na rozwoju klubu, w którym Pan zaczynał swoją karierę. Jak pan wspomina początki?

Łezka się w oku kręci. Człowiek cofa się 25 lat, ćwierć wieku minęło, aż sam się dziwię, że tak szybko. Moja kariera zaczęła przede wszystkim od pozycji bramkarza w MOS-ie Wrocław. Po jednym sezonie zmieniłem pozycję na lewe rozegranie, tak spędziłem 10 lat i było to okraszone złotym medalem mistrzostw Polski w 1997 roku. Potem zacząłem przygodę na zachodzie w niemieckim HV 96 Dessau, co bardzo miło wspominam. Następnie wróciłem do Polski, do Kielc, potem do Płocka, ale trochę mnie po tej Europie rzucało, ponieważ grałem i w Szwecji, i w Danii. Jestem z tego zadowolony, bo doświadczenie, które zebrałem pokazało mi, że potrzeba wiele pokory, by grać w ręczną.

Chwila, ale jak to się w ogóle stało, że zaczął Pan na bramce, a skończył na rozegraniu?

A to jest naprawdę fajna historia. W szkole podstawowej mieliśmy zawody w ręczną, a ja jako młody chłopak kompletnie nie potrafiłem grać w polu. Akurat nasz nauczyciel od WF, Zbigniew Suprun, miał problem z bramkarzem, któremu coś stało, więc zaoferowałem, że ja stanę na bramce. Powiedział, że skoro tak, to mam iść i stanąć, a że potem złapałem jedną, drugą piłkę, trener zasugerował zapisanie się do klubu. Zauważył, że mam do tego jakiś dryg, a mnie ta propozycja skusiła. Zacząłem trenować w MOS-ie Wrocław i cały sezon spędziłem stojąc w bramce, ale to było okropnie nieprzyjemne dla ciała, gdyż cały czas wracałem z siniakami na twarzy i byłem obijany. Po czym stwierdziłem, że to jednak nie dla mnie i przeniosłem się na rozgranie. Z perspektywy czasu trochę żałowałem tej decyzji, bo jednak bramkarz ma ogromny wpływ na losy meczu. Ale w gruncie rzeczy może dobrze się stało, że tak zrobiłem. Nie wiem, tego już się nie dowiemy.

Występował Pan w różnych klubach w Europie, gdzie grało się najciężej?

W każdym jest inaczej, bo różni trenerzy preferują inny rodzaj przygotowania, inne cykle. Z perspektywy czasu myślę, że największy wycisk był w Niemczech, w Dessau. Dużo było treningów indywidualnych, ale to umożliwiło mi lepszy start i dalszą karierę.

A duże różnice są w przygotowaniu zawodników zagranicą, a tym w Polsce?

Na tamte czasy nie różniło się to bardzo. Teraz jest nieco inaczej. Weszło dużo nowych aspektów do piłki ręcznej. Wcześniej na siłowni podnosiło się ciężary, teraz preferowany jest crossfit bazujący na dynamice i rozbudowaniu mięśni głębokich, o których wcześniej zawodnicy nie mieli pojęcia. Teraz piłka ręczna ukierunkowana jest na szybką grę i dynamikę, kiedyś było inaczej.

W żadnym z tym klubów nie zagrzał Pan miejsca na dłużej, dlaczego?

Może dlatego, że chciałem czegoś więcej? Chciałem spróbować jak to jest w innych krajach. Oczywiście niektóre kluby ze względu na kłopoty finansowe trzeba było opuścić, ale drugą kwestią była ciekawość i chęć zmian.

A na koniec wrócił Pan do Wrocławia w charakterze drugiego trenera. Nie ma Pan ochoty czasem wejść na boisko i zagrać?

Mam cały czas ochotę, ale po wieloletniej karierze odzywają się niestety kontuzje. Czasem wychodzę z chłopakami na treningi i próbuję trochę pograć, porzucać, ale to już jest niestety łabędzi śpiew (śmiech). Nie robię tego za często, żeby nie było, że jakiś stary dziadek wyszedł na boisko, ale faktycznie czasami zdarza mi się dołączyć do chłopaków, na luźnych zasadach pograć w ręczną, żeby się poruszać trochę.

Reprezentował Pan także Polskę w rozgrywkach międzynarodowych. Co zawodnik chciałby usłyszeć i co trener powinien powiedzieć przed meczami na mistrzostwach, zwłaszcza w kontekście EURO2016?

Przede wszystkim to, że gramy u siebie i że naszym ósmym zawodnikiem jest publiczność. Kibice mają duże znaczenie. Jako trener zaznaczyłbym ten aspekt, ale też to, żeby nie stresowali się graniem „w domu”, tylko zagrali na sto procent swoich możliwości. Tacy gracze jak Szmal, Jurecki czy Bielecki są na tyle doświadczeni, że spokojnie powinni dać radę. Mam takie przeczucie, że te mistrzostwa będą przełomowe dla reprezentacji i zdobędziemy złoty medal. A na trybunach może zasiądzie młody Lijewski czy Bielecki, którego zainspirują nasze występy do podążenia ścieżką szczypiornisty.

Oby tak się stało, bo wciąż opieramy grę kadry na tych doświadczonych. Myśli Pan, że obecnie przypływ świeżej, młodej krwi jest wystarczający na przyszłość?

Myślę, że tak. Związek wciąż szuka, proponuje nowych graczy. Przecież Chrapkowski czy Syprzak mają przed sobą jeszcze długie lata gry w reprezentacji. Ci starsi w końcu odejdą, tak jak moja era czy era Marcina Lijewskiego dobiegła końca. Taka jest kolej rzeczy. Oczywiście nie ma tego „bumu”, który był wtedy, kiedy złota siódemka wywalczyła wicemistrzostwo w 2007 roku, ale jest kilku zawodników z perspektywami na przyszłość.

W naszej grupie jest Francja, Macedonia i Serbia, jakie są szanse na pokonanie takich rywali?

Z każdym można wygrać i z każdym przegrać. To wszystko siedzi w głowie zawodników i podejściu do danego spotkania. Francja w ostatnich kilku latach jest bezwzględna i wygrywa wszystko, co jest do wygrania. Serbia to przeciwnik nieobliczalny, na mistrzostwach u siebie pokazali, że mają dobrą obronę i wychodzą szybko do kontrataków, więc trzeba się z nimi liczyć. Macedonia jest trochę słabszym zespołem, ale z braćmi Lazarov w składzie mogą coś osiągnąć.

Został Pan jednym z ambasadorów EURO2016, co to oznacza być jednym z nich?

Przede wszystkim bardzo duży zaszczyt dla mnie, że zostałem wybrany ambasadorem. Jest to dla mnie możliwość pomocy w promocji wrocławskiej piłki ręcznej, żeby została ona nieco bardziej rozpropagowana. Wrocław jest w kręgu czterech miast, które są gospodarzami i to ogromna możliwość do reklamy.

Na koniec, czego życzyłby Pan polskiej piłce ręcznej, zarówno tej narodowej, jak i klubowej?

Wyników. Wieloletnich dla kadry narodowej, ale też dla klubów, dla Wrocławia. Właśnie to będziemy starali się w przyszłości osiągnąć. Myślę, że również zdrowia dla zawodników, żeby ich kontuzje omijały, ale także rozwoju. Piłka ręczna szybko idzie naprzód, a drużyny ciągle muszą być w pełni sił w perspektywie przyszłości.

Rozmawiała: Monika Litwin

SKLEP KIBICA

Kup koszulkę reprezentacji

Pin It on Pinterest