Alfred Kałuziński Jerzy Garpiel, Zbigniew Gawlik i Marek Koźmiński -to jedni z najwybitniejszych sportowców w dziejach Hutnika. Ich zdjęcia wisiały w klubowej galerii. Wisiały, bo portrety ktoś potłukł – alarmuje „Gazeta Wyborcza – Kraków”.
Nie zdjęliśmy ich z powodu renowacji albo dlatego, że się nam nie podobali. Zostały uszkodzone, ale nie znamy szczegółów – tłumaczył się Piotr Danek, dyrektor marketingu w Hutniku.
– Ta sprawa ma już wąsy i brodę –opowiada bardziej zorientowany Krzysztof Chmielowski. Jest ajentem kawiarni Korner, działającej w pawilonie piłkarskim Hutnika. Jak twierdzi, półtora roku temu, po jednym z meczów piłki nożnej, bawiący się na imprezie ludzie zaczęli rzucać zdjętymi ze ściany portretami. Zniszczono portrety trójki szczypiornistów – Kałuzińskiego, Gawlika i Garpiela – oraz piłkarza Koźmińskiego. -Zrobił to Maciek Twaróg [były radny Krakowa-przyp. red.], gdy był kompletnie pijany. Miał napad agresji i zrobił z siebie małpę- twierdzi Chmielowski.
– Czy pan oszalał? Nie byłem pijany i niczego nie porozbijałem-odpowiada Twaróg, który wielokrotnie pomagał klubowi, gdy był radnym. – Miałem zaszczyt przebywania z panem Draganem w Dniu Olimpijczyka, współorganizowałem Memoriał Kałuzińskiego. Na tle jego sylwetki zrobiliśmy sobie z Mirkiem Waligórą wspólne zdjęcie. Marek Koźmiński? Można mieć o nim mieszane opinie w kontekście jego działań menedżerskich w Hutniku, ale to wciąż reprezentant Polski i srebrny olimpijczyk z Barcelony! Nigdy nie rzucałbym jego portretem – zarzeka się Twaróg.
Były radny nie wie, kto mógł zniszczyć zdjęcia. – Nie mam zielonego pojęcia, takich imprez w kawiarni było dziesiątki, jeśli nie setki -mówi.
Jerzy Garpiel próbował odzyskać swoją podobiznę. -Moje zdjęcie wisiało tuż przy wejściu. Dowiedziałem się, że w trójkę [Kałuziński i Gawlik -przyp. red.] wylecieliśmy w powietrze – ironizuje jeden z twórców potęgi piłki ręcznej w Hutniku. – Byłem w klubie i upomniałem się o portret. Prezes poinformował mnie, że nasze zdjęcia są u szklarza, więcej się nie odezwał.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, zdjęcia już dawno wróciłyby na swoje miejsce, tylko nie ma kto zapłacić za ich naprawę.
W korytarzu wiszą zdjęcia jeszcze kilkunastu innych zasłużonych dla Hutnika sportowców. Dlaczego zniszczono akurat te, a nie inne? – Bo byli pod ręką. Wisieli naprzeciwko drzwi wejściowych do kawiarni -nie ma wątpliwości ajent.
Chmielowski tłumaczy, że nie wezwał policji, bo radny nikomu nie zrobił krzywdy. Zapewnia, że o incydencie powiadomił ówczesnego prezesa Hutnika Władysława Handziuka. – Impreza nie była kameralna, było dużo świadków. Prezes zapewnił mnie, że portrety zostaną oddane do szklarza i wrócą na swoje miejsce – tłumaczył ajent. Ale do dziś zostały po nich tylko jasne plamy na ścianach. Wczoraj wiceprezes Handziuk był dla nas nieuchwytny.
To nie koniec zniszczeń w klubowej galerii. Dwa miesiące temu, po meczu juniorów Hutnika, inny pijany kibic zniszczył portret Stanisława Dragana, wielokrotnego mistrza Polski w boksie, brązowego medalisty Igrzysk Olimpijskich w Meksyku, który zmarł pod koniec kwietnia. Mężczyzna połamał ramkę, bo… modlił się do swojego – jak go nazywał – mistrza.
– Bardzo często jest klientem kawiarni, to osoba blisko związana z klubem – rozkłada bezradnie ręce ajent kawiarni. – Zwracanie uwagi i odciąganie go od portretu nie przyniosło żadnych skutków. O
PORTRETY, MUSZĄ WRÓCIC!
Sytuacja jest przedziwna, niejasna i nieprzyjemna. W żadnym razie naprawa uszkodzonych portretów nie powinna trwać półtora roku. Jeśli prawdę mówi ajent, wyjścia są dwa: klub może – w imię dobrych stosunków z byłym radnym – zapłacić za naprawę albo wymóc na nim zwrot poniesionych kosztów. Jeśli ajent kłamie, to właśnie on w imię odpowiedzialności za zachowanie swoich klientów, powinien ponieść finansowe konsekwencje. Bez względu na przebieg wydarzeń portrety sportowców muszą wrócić na swoje miejsce.
Waldemar Kordyl