Ciężki jest żywot selekcjonera. Szczególnie jeśli prowadzi się drużynę narodową w kraju nad Wisłą. Bo Polacy to specjaliści od przekreślania, szybkich cięć i natychmiastowego zwalniania. Owszem, często na słowach się kończy, lecz mimo wszystko daje się zauważyć brak umiaru, czy zwykłego opamiętania w krytyce – pisze „Kurier Szczeciński”.
Ci, którzy nauczyli się z tym żyć, to w głównej mierze szkoleniowcy zagraniczni – Leo Beenhakker (piłka nożna), Marco Bonitta, Raul Lozano (obaj siatkówka), Rudolf Rohaczek (hokej na lodzie), Muli Katzurin (koszykówka, choć ten akurat dopiero zaczyna swoją reprezentacyjną przygodę), a także nasi rodacy – fachowcy od piłki ręcznej – Zenon Łakomy, czy Bogdan Wenta.
Trafił w sedno
Zenon Łakomy to trener z wieloletnim stażem. Swego czasu prowadził szczecińskie zespoły szczypiorniaka; i to z medalowym skutkiem. Przed dwoma laty został selekcjonerem reprezentacji piłkarek ręcznych. Nie była to łatwa decyzja. Każdy bał się podjąć ryzyko. Ale stary wyga podniósł rękawicę. Jak sam potem przyznał, na swoje pierwsze mistrzostwa Europy jechał jak na ścięcie, ale skończyło się ósmym miejscem, osiągnięciu zdecydowanie ponad oczekiwania. W walce o mistrzostwa świata jego zespół pokonał świetne Serbki. Podczas mundialu we Francji zajął 11. lokatę, choć dwa lata wcześniej było tylko 19. miejsce. Postęp widoczny, choć całkowicie przygaszony przez kwalifikacje olimpijskie. Rzeczywiście nieudane. Polski przegrały w Węgierkami i Rumunkami (co było do przewidzenia) oraz dość niespodziewanie uległy Japonkom. Łakomy przyznał, że popełnił kilka błędów, jednak lawina krytyki, jaka spotkała go ze strony kibiców i mediów była ogromna. Nie obyło się bez odezw o konieczności zmiany selekcjonera, lecz pozostawmy to bez komentarza. Sam Łakomy tylko w swoim stylu stwierdził, że w Polsce nie ma sensu robić postępów, jakie po części stały się jego udziałem, bo w przypadku pierwszej wpadki wszyscy cię przekreślają. Trafił w samo sedno.
Mistrzowie teorii
I jest w tym wiele prawdy. Bo czyż nie inaczej było z początkiem pracy w Polsce Leo Beenhakkera. Holenderski trener nie krył zdziwienia, że wszyscy mówią mu co powinien robić. Po drugim oficjalnym meczu zaczęto głośno rozwodzić się nad jego następcami i dopiero passa zwycięstw w eliminacjach do mistrzostw Europy – przynajmniej na moment – zatkała usta oponentom. Jednak już po dotkliwej porażce z USA znowu dało się słyszeć glosy, że Holender nie ma właściwej koncepcji i na piłce nożnej to się prawie nie zna. Co gorsza, często wypowiadają się ci, którzy sami próbowali szczęścia w trenerce, lecz nie mieli wyników…
Przypadki nieodosobnione
A siatkarscy szkoleniowcy – Włoch Marco Bonitta i Argentyńczyk Raul Lozano Im też chwiały się stołki. Szczególnie po nieudanych turniejach.
Bonitta przejął drużynę siatkarek po fatalnych mistrzostwach świata. Zespół praktycznie się rozleciał. Trener Andrzej Niemczyk skonfliktował zawodniczki, część z nich zapowiedziało nawet koniec reprezentacyjnej kariery, tymczasem Włoch potrafił dotrzeć do Małgorzaty Glinki, czy Anny Barańskiej i znowu liczymy się w stawce najlepszych. Jednak nie szczędzono mu gorzkich słów, szczególnie po mistrzostwach Europy w 2007 roku.
Podobnie potoczyły się losy Raula Lozano. Argentyńczyk wydobył z polskich siatkarzy najgłębsze rezerwy i z przeciętnej ekipy stworzy! zespół, który zdobył wicemistrzostwo globu, a w Lidze Światowej siał postrach wśród najlepszych. Jednak kiedy ubiegłoroczne mistrzostwa Europy zakończyliśmy na odległym miejscu, Lozano był już prawie na wylocie. Gdyby nie bliskość kwalifikacji olimpijskich, pewnie straciłby pracę…
Kolejnych przykładów można podać więcej. Rzadko kiedy dajemy komuś popracować w spokoju kilka miesięcy, a co dopiero kilka sezonów. Jednak każdy, kto choć trochę zna się na sporcie, dobrze wie, że mocnej drużyny nie sposób zbudować w kilka tygodni. Czasami trzeba do tego długich miesięcy, a czasem i lat…
Paweł STĘŻAŁA