Dobrze, że skala trudności będzie rosnąć. Naszym celem jest wyjście z grupy, a ponieważ potencjalnie najtrudniejszych rywali mamy właśnie w eliminacjach, to potem powinno być trochę łatwiej – mówi Sławomir Szmal w rozmowie z dziennikarzem „Polski Dziennik Zachodni”.
Do inaugurującego turniej olimpijski meczu z Chinami pozostało tylko kilka dni. Jakie myśli chodzą Panu po głowie?
– Przede wszystkim takie, że Polska wreszcie zagra na olimpiadzie i że nie możemy dać plamy. O Chińczykach właściwie nic nie wiemy, bo ich przygotowania odbywały się w wielkiej tajemnicy. Nie wiem dlaczego. Może są tacy mocni i nie chcieli się ujawniać, a może tacy słabi i do ostatniej chwili pracowali nad poprawieniem swojej gry.
Na dzień dobry mecz z wielką niewiadomą, gospodarzami igrzysk, a to chyba nie jest jednak wymarzony terminarz?
Fot. Marek Skorupski
– To prawda, bo przecież wiadomo, że gospodarzom pomagają nawet ściany. Wystarczy przypomnieć sobie mistrzostwa świata piłkarzy nożnych w Korei Południowej. Jednak z drugiej strony wygranie takiego spotkania na początku to wymarzony start.
Nie obawia się Pan, że Chińczycy zagrają w ośmiu zawodników?
– Wiele się może zdarzyć, ale zdajemy sobie sprawę, że jeśli zagramy tak, jak potrafimy, to żaden sędzia nie zdoła zmienić wyniku tego meczu.
Oprócz gospodarzy macie w grupie Hiszpanów, Brazylijczyków, Chorwatów i Francuzów. Nie da się uciec od skojarzenia, że Wasz terminarz przypomina skok o tyczce: poprzeczka będzie szła coraz wyżej.
– Też mamy takie wrażenie, ale to dobrze, że ta skala trudności będzie rosnąć. Naszym celem jest wyjście z grupy, a ponieważ potencjalnie najtrudniejszych rywali mamy właśnie w eliminacjach, to potem powinno być trochę łatwiej. To, oczywiście, trochę uproszczony punkt widzenia, ale coś w nim jednak jest. Poza tym towarzyska wygrana nad Chorwacją dała nam duży zastrzyk optymizmu.
Jesteście dobrze przygotowani do igrzysk?
– Tak, daliśmy z siebie wszystko, hartowaliśmy ciała i dusze. W czasie podróży z treningów w Szczyrku musieliśmy się mieścić w niewielkim busie, a to dopiero była szkoła charakterów (śmiech)!
Przy okazji wielkich futbolowych imprez pojawiają się często nowinki techniczne, na przykład nowe piłki. Czy w piłce ręcznej może być podobnie?
– Już wiemy, czym zagramy, i nie będzie to nowy model. Dla mnie ważne jest to, by nie była to piłka z mistrzostw Europy. Dlaczego? Bo zdecydowanie za często wpadała mi do siatki.
Zabrał Pan ze sobą rozmówki polsko-chińskie?
– Na razie mam wystarczająco dużo nauki związanej z opanowaniem niemieckiego. Myślę jednak, że jeśli uda się zdobyć medal, to nie będę miał kłopotów, by przetłumaczyć to, co będzie na nim napisane.
Rafał Musioł