W październiku 1983 roku w hali przy ul. Narutowicza swój ligowy mecz rozgrywali piłkarze ręczni Pogoni Szczecin. Występowali wtedy w pierwszej lidze serii „B" i toczyli boje z liderem tabeli – ChKS Łódź. W drugiej połowie sobotniego meczu (grano w systemie: sobota – niedziela) trener Andrzej Truszkowski wprowadził na boisko 18-letniego debiutanta, Dariusza Śrudkę – pisze „Kurier Szczeciński”.
Dziś ten 43-letni zawodnik wciąż gra na ligowym poziomie i w pierwszych meczach nowego sezonu należał do wyróżniających się zawodników swojego zespołu Handball Szczecin.
– Dobrze pamiętam tamten mecz – wspomina po 25 latach Dariusz Śrudka. – Bramkarzem byłem jeszcze dość surowym, trener juniorów Stanisław Nowak zmienił mi pozycję już w szkole średniej. Debiut miałem chyba przyzwoity, udało mi się wybronić rzut ze skrzydła, chyba odbiłem też rzut karny. Po meczu wiele rad dał mi Janusz Brzozowski. Mówił, żebym nie pajacował w bramce, żebym skupił się na ustawianiu, jako przykład podawał mi legendarnego Szymczaka. Wziąłem sobie do serca jego uwagi.
Mistrzostwo Trzeciego Świata
W roku 1985 młodzieżowa reprezentacja Polski grała w mistrzostwach świata. Polska drużyna nie osiągnęła w nich sukcesu. Koledzy w Szczecinie śmiali się nawet, że Darek wywalczył mistrzostwo Trzeciego Świata, bowiem kadra w meczach o miejsca 13-16 grała z reprezentacjami spoza Europy, a wtedy liczyły się w świecie tylko kraje z naszego kontynentu.
– Odbiła mi wtedy sodówa – przyznaje po latach Śrudka. – Myślałem, że jestem wielkim paniskiem, grałem z orłem na piersi, w klubie dostawałem równowartość trzech pensji mojego ojca. Wtedy to były inne czasy. Wystarczyło być ligowcem i tylko z tego tytułu pobierało się całkiem pokaźną gażę.
W ligowej drużynie Pogoni zdecydowanie lepszą, pozycję mieli jednak konkurenci Śrudki – Zaremba i Orłowski.
– Zaremba był moim zdaniem jednym z lepszych bramkarzy w historii szczecińskiej piłki ręcznej. Orłowski był zawodnikiem młodym, na dorobku, przyszedł do Pogoni z Włocławka razem z Gościńskim i trenerem Dobrzenieckim. Moim zdaniem był faworyzowany.
Na dwa lata do Grunwaldu
W roku 1990 wydawało się, że do Dariusza Śrudki uśmiecha się szczęście. Otrzymał powołanie do wojska, ale zamiast do koszar trafił do milicyjnego klubu Grunwald Poznań. To był ówczesny wicemistrz Polski z szansami na zdetronizowanie Wybrzeża Gdańsk.
– Polskie kluby były wtedy bardzo silne – wspomina Śrudka. – Wybrzeże grało w finale Pucharu Europy, odpierałem ataki takich zawodników, jak Wenta czy Plechoć. Był jeszcze Grunwald, Wisła Płock i rosnąca siła ze Szczecina.
Medal koło nosa
Śrudka przechodząc do Grunwaldu liczył na zdobycie medalu. Rok 1992 drużyna z Poznania zakończyła jednak na czwartym miejscu, a wyprzedził ją zespół ze… Szczecina.
– Nie dane mi było wywalczyć medalu, jak byłem w Szczecinie, a potem w Poznaniu – z rozżaleniem wspomina bramkarz. – Od roku 1993 reprezentowałem kluby niemieckie grające w niższych klasach rozgrywkowych. Nawet jednak w małych niemieckich miejscowościach piłka ręczna wywołuje olbrzymie emocje. Kibiców było zdecydowanie więcej, niż na spotkaniach polskiej ekstraklasy W Niemczech grałem do 2000 roku.
Całe życie przy piłce ręcznej
Obecnie Dariusz Śrudka jest bramkarzem Handballu Szczecin i pragnie przyczynić się do odbudowy potęgi szczecińskiej piłki ręcznej z początku lat 90.
– Zespół jest bardzo utalentowany – przekonuje Śrudka. – Na piłkę ręczną naprawdę nie potrzeba wielkich nakładów, a radość dla kibiców może być olbrzymia. Wystarczył dobry występ naszej reprezentacji na mistrzostwach świata, by wielu przekonało się, jak fajna i emocjonująca to dyscyplina sportu. Ja osobiście żadnych pieniędzy już na grze nie zarabiam i nie liczę na to. Kocham piłkę ręczną i zamierzam spędzić przy niej całe moje życie.
Ruszyć na głęboką wodę
43-letni bramkarz kończy studia w Instytucie Kultury Fizycznej. Po obronie pracy magisterskiej zamierza wykorzystać swoje doświadczenie w pracy trenerskiej.
– Chciałbym od razu wskoczyć na głęboką wodę – mówi pełen zapału zawodnik – Myślę, że wiele w sporcie przeżyłem, dużo mam do przekazania, a grać będę dotąd, aż mnie nie przepędzą – śmieje się sportowiec z 25-letnim ligowym stażem.