Kibice przed meczem odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego. Na 1 marca przypadał Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Trzeba dodać, że zaistniała sytuacja była bez precedensu. Dwa polskie kluby, które po raz pierwszy razem awansowały do TOP 16 Ligi Mistrzów, zmierzyły się w bezpośredniej potyczce o ligowe punkty.
Vive po raz drugi w sezonie pokonało Wisłę /Fot. P.Ptak
Zespól Vive do meczu przystąpił z czterema medalistami niedawnych mistrzostw Europy. Zresztą na parkiecie Hali Legionów pojawiła się plejada aktorów z tej imprezy. W Serbii zabrakło Szmala, ale nasz reprezentacyjny bramkarz otrzymał szansę występu od pierwszej minuty. I udowodnił, że szybko wraca do optymalnej formy. To doskonała wiadomość w kontekście przedolimpijskiego turnieju w Alicante.
Denis Buntić już w pierwszej akcji gospodarzy otworzył wynik spotkania. Niesamowity w ostatnich tygodniach Michał Jurecki też szybko dołożył swojego gola, ale na kolejne trafienie musiał czekać blisko 40 minut. Do stanu 9:9 trwała wymiana cios, za cios. Na trafienie Michała Kubisztala szybko odpowiadał Patryk Kuchczyński.
Zawodnikom obu drużyn zdarzały się jednak w akcjach ofensywnych proste błędy. Wynikało to z braku precyzji i z chęci zbyt szybkiego rozegrania piłki. Właśnie o to najwięcej pretensji miał Bogdan Wenta, udzielając wskazówek podczas przerwy na żądanie.
Mistrzowie Polski tego dnia słabo wykorzystywali grę w przewadze. A zdarzało się, że dostarczali sędziom powody, aby sami często trafiali na ławkę kar. Przykładem jest tu Adam Twardo, który pod koniec pierwszej połowy, przyczynił się do podwójnego osłabienia drużyny. Płocczanie po chwilowej niemocy jeszcze przed przerwą zniwelowali trzybramkowe straty do jednego trafienia.
Po zmianie stron na nieszczęście wiślaków piłka przez ponad sześć minut nie chciała znaleźć się w siatce bramki bronionej przez Szmala. Rywale w tym okresie nie byli jednak w stanie wykorzystać kolejnego przestoju gości. Dopiero wejście na boisko Urosa Zormana dodało im animuszu i miało duży wpływ na najwyższe prowadzenie w meczu 20:15. Przewaga wynikała także z faktu, że dwóch doskonałych sytuacji sam na sam ze Szmalem, po kontrach, nie wykorzystał Adam Wiśniewski. Wypada też żałować, że szansy na dłuższą grę nie otrzymał, będący największą (dosłownie i w przenośni) nadzieją polskiego handballu Kamil Syprzak. Młody obrotowy wychodził tylko do rzutów karnych, z których miał skuteczność 2/3.
Ozdobą meczu była wrzutka w finałowych minutach od Zołoteńki nad pole bramkowe do Wiśniewskiego. Ten drugi popisał się bardzo efektowną bramką. Nie mogło to już zmienić losów spotkania, a tym bardziej układu w tabeli. Nr 1 i 2 przed play off i tak już zostały przyznane jakiś czas temu. Nasi kadrowicze zaprezentowali dobrą, a momentami bardzo dobrą dyspozycję. Z pewnością trudy sezonu i dzielenie sił także na Ligę Mistrzów, miało wpływ na przebieg meczu. Pamiętajmy jednak, że jesteśmy świadkami historycznych występów dwóch polskich drużyn w tych elitarnych rozgrywkach. Więcej drużyn do 1/8 finału Champions League udało się wprowadzić tylko Niemcom i Hiszpanom.
Do kolejnej konfrontacji najlepszych polskich drużyn zapewne dojdzie 15 kwietnia. Na ten dzień wyznaczony został finałowy mecz o Puchar Polski. Miejsce znowu to samo co w czwartkowy wieczór – Hala Legionów.
Vive Targi Kielce – Orlen Wisła Płock 26:22 (14:13)