Bartosz Jurecki to jeden z filarów reprezentacji Polski. Nasz podstawowy obrotowy jest zadowolony, że zdrowie dopisuje, choć pół sezonu było dla niego bardzo wyczerpującym okresem. Z zawodnikiem rozmawialiśmy tuż przed odlotem na Turniej Noworoczny do Czech.
Słyszałem, że trochę narzeka pan na bark i kolano, ale ogólnie zdrowie dopisuje?
Mam małe problemy z plecami, które mi trochę wczoraj spięło , ale ogólnie jest ok. Jak u każdego piłkarza ręcznego, są jakieś mikrourazy i dolegliwości, ale z tym sobie poradzimy.
Fot. Kuba Gucma
Nawiązuję do pana zdrowia, gdyż w Bundeslidze rozegrał pan dotąd wszystkie dziewiętnaście meczów sezonu w barwach S.C. Magdeburg.
Do tego dochodzą dwa mecze w Pucharze Niemiec i dwa spotkania w Pucharze EHF. Trochę grania było, a każdy mecz był bardzo ciężki. W pewnym momencie doszły dodatkowe problemy, gdyż byłem jedynym kołowym w klubie. To było pół wyczerpującego sezonu. Ogólnie jest nieźle.
Skuteczność też jest bowiem w tych dziewiętnastu wspomnianych ligowych meczach tylko w jednym, z Frisch Auf Goeppingen nie zdobył pan bramki.
W tym spotkaniu tak naprawdę nie miałem okazji do oddania rzutu. Obrona rywali stała mocno na szóstym metrze i wykorzystała swój czas do pokazania się. W sumie pół roku jest udane, a najważniejsze, że zdrowie dopisuje.
S.C. Magdeburg zajmuje w klasyfikacji Bundesligi 8.miejsce. Czy środek tabeli Was zadawala?
Nie. Założyliśmy sobie na koniec 5. miejsce. Przegraliśmy u siebie minimalnie dwa mecze i chyba to zadecydowało. Patrząc na tabelę to między 9. a 4. pozycją (HSG Wetzlar a Fuechse Berlin przyp. autor) jest tylko sześć punktów różnicy. Podejrzewam, że do samego końca będzie trwała walka o te 5. miejsce. Liga się trochę wyrównała, do czołówki dołączyły zespoły Hannover-Burgdorf i HSG Wetzlar, które są groźnymi rywalami.
Nie zapominacie jednak, że z drużynami pierwszej szóstki ligi, poza Hannover-Burgdorf, nie wygraliście żadnego meczu.
To jest nasza bolączka. Na początku sezonu graliśmy z mocniejszymi zespołami, a my wówczas nie byliśmy w optymalnej formie. Pod koniec listopada przyszła dyspozycja, na który cały czas czekaliśmy. Do rozegrania pozostało piętnaście spotkań i teraz powinniśmy systematycznie piąć się w górę tabeli.
Jak odnajduje pan aktualną kadrę narodową? Podobno pierwszego dnia zgrupowania nie rozpoznał pan wszystkich kolegów?
Tak miałem z tym problemy, ale tylko pierwszego dnia (śmiech). Już wszystkich znam. Wszyscy się świetnie dogadujemy, atmosfera jest dobra. Co do wyników, to wiele pokaże nam turniej w Czechach. W jakim miejscu jesteśmy, nad czym musimy jeszcze popracować. Mecze z Holandią i Ukrainą zagraliśmy dobrze, ale to nie byli rywale z najwyższej półki.
Od 2007 r. nie opuścił pan żadnej mistrzowskiej imprezy, w której brała udział reprezentacja Polski.
Mała poprawka od 2006 r. Pamiętam, że jedynie przed Mistrzostwami Świata w Niemczech miałem zerwane więzadła poboczne. Zabieg wykonano pięć czy sześć tygodni przed imprezą. Na ostatnią chwilę udało mi się wykurować. Byłem cały czas z drużyną i mam nadzieję, że tak zostanie do końca kariery.
Jakie są główne różnice pomiędzy obecną kadrą a tą poprzednią?
Mamy nowego trenera, doszło kilku nowych zawodników tzw. świeża krew. Trudno jeszcze coś więcej powiedzieć. Poczekajmy, może po turnieju w Czechach będzie można coś więcej powiedzieć.
Myśli pan już o mistrzostwach w Hiszpanii?
Na razie tak daleko nie wychodzimy w przyszłość. Koncentrujemy się na tym, aby zagrać jak najlepiej w Czechach. Aby nasza gra w obronie, ataku jak i w kontrze wyglądała bardzo dobrze, abyśmy nie popełniali za dużo prostych błędów.
Za kilka dni zagracie z Węgrami. Można powiedzieć to ten zespół jako pierwszy zastopował Was, zwyciężając podczas Mistrzostw Świata w Szwecji. Był pierwszą poważną rysą, który pojawił się na wizerunku „Orłów Wenty”.
To bardzo mocna drużyna. Węgrzy udowodnili to na igrzyskach w Londynie. Są zgraną ekipą, która gra długo, konsekwentnie i szanuje piłkę. W Hiszpanii wystąpi ze dwanaście silnych zespołów, na każdą z nich trzeba będzie bardzo uważać.
Marek Skorupski