Kluczem do zwycięstwa była dzisiaj obrona, bardzo twarda obrona i nasz bramkarz. Nie ma co ukrywać, że wziął ciężar gry na siebie i wyciągał niesamowite piłki – mówił bezpośrednio po drugim półfinale Final Four Ligi Mistrzów, zmęczony, ale szczęśliwy Marcin Lijewski. Jego HSV Hamburg pokonał faworyzowane THW Kiel. Hamburczycy w wielkim finale zagrają z Barceloną.
Marcin, gratulacje, mamy swojego człowieka w finale!
Super, nie? (śmiech)
Nie byliście faworytem tego spotkania, a jednak od początku kontrolowaliście jego przebieg.
To jest właśnie piękno tego sportu. Kluczem do zwycięstwa była dzisiaj obrona, bardzo twarda obrona i nasz bramkarz. Nie ma co ukrywać, że wziął ciężar gry na siebie i wyciągał niesamowite piłki.
Obrona była tak twarda, że kończysz to spotkanie z urazem, co się stało?
No trudno, nie gramy tu w szachy. Chociaż może w szachach też się kopią pod stolikiem. (śmiech) Dostałem kolanem w udo, ale to nic poważnego, takie urazy się zdarzają.
Twój brat, Krzysiek, chciał z Tobą zagrać finale. Tym razem się jednak nie uda.
Ja też bardzo chciałem z Krzysiem zagrać, także jest mi przykro, że Vive przegrało swój mecz. Krzysiu jest jeszcze młody, bardzo dobry i będzie miał wiele szans. Gra w super klubie, bardzo mocnym, w którym występuje wielu doskonałych zawodników. Oni na pewno jeszcze dostaną swoją szansę!
Oglądałeś ten mecz? Jak ocenisz debiut polskiego zespołu w Final Four?
Widziałem tylko początek, pierwsze piętnaście minut, a później mieliśmy już swoje przygotowanie do meczu. Początek był na styku i dopiero pod koniec Barcelona odjechała. Wymęczyli ich, to dobrze dla nas. My straciliśmy dziś dużo sił i mam nadzieję, że zdążymy się zregenerować i jutro powalczymy.
Fot. Grzegorz Trzpil
Ani Was, ani Barcelony nie było rok temu w finale, obie drużyny są głodne sukcesu. Co będzie kluczem do wygranej?
To samo, co dzisiaj – obrona, obrona i jeszcze raz obrona. Musimy zagrać twardo, a boisko wszystko zweryfikuje.
Ewa Stempniowska