Dwukrotnego najlepszego prawego rozgrywającego mistrzostw świata 2007 i 2009 z powodu kontuzji zabrakło podczas styczniowych mistrzostw Europy w Serbii. Marcin Lijewski znów jest w kadrze. Zobaczymy go 2 kwietnia w meczu Polska – Niemcy. Jego myśli już krążą wokół turnieju w Alicante (6-8 kwietnia). Stamtąd tylko krok do Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
Ten sezon bogaty jest w wydarzenia związane z piłką ręczną jak on wypada w pana ocenie?
– Jeszcze się on nie skończył. Rzeczywiście dużo się jednak dzieje, począwszy od mistrzostw Europy, po udane występy Wisły Płock i Vive Kielce w Lidze Mistrzów. Niedługo odbędą się eliminacje olimpijskie. Mam nadzieje, że pojedziemy do Londynu. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Do podsumowań to jest jeszcze daleko.
Nie zagrał pan w tegorocznych mistrzostwach Europy, ale pod koniec tej imprezy pojawiła się pogłoska o ściągnięciu pana do Belgradu jako pełnoprawnego reprezentanta kraju. Trudno było wytrzymać z dala od zespołu narodowego?
– Tylko dwa mecze Polaków oglądałem na żywo w telewizji, z Serbią i Niemcami. W czasie pozostałych spotkań miałem zaplanowane w klubie treningi. Na bieżąco byłem jednak informowany jaki jest wynik i co się dzieje w Serbii. Pozostałe mecze obejrzałem z odtworzenia, ale to nie te same emocje, gdy zna się już rezultat. Podczas mistrzostw nie było takiego tematu, abym dołączył do naszej ekipy i pomógł jej w kolejnych spotkaniach. Po ciężkiej kontuzji żeber jaką odniosłem w grudniu było na to za wcześnie. Bardzo przeżywałem mecz Polska-Niemcy, który oglądałem w niezbyt przyjaznej atmosferze w klubowej szatni. Bardzo ucieszyłem się z wygranej, gdyż dużo Niemców przed spotkaniem wyrażało się o nas w bardzo niepochlebnej formie.
Fot. Marek Biczyk
W swojej karierze rozegrał pan kilka meczów z Niemcami. Który z nich najbardziej utkwił w pamięci?
– Hmm. Chyba ten z mistrzostw świata 2007, ale nie finał. Zwycięstwo w grupie nad gospodarzami imprezy otwierało nam drogę do dobrego wyniku. To był przełom dla naszej reprezentacji. Poczuliśmy się pewniej, co miało bezpośrednie przełożenie na naszą grę.
Czy w niemieckich mediach mówi się o meczu Polska – Niemcy zaplanowanym na 2 kwietnia?
– Niemcy zostali wyeliminowani z walki o igrzyska w Londynie. Temat zespołu narodowego w piłce ręcznej na jakiś czas zniknął z miejscowych środków masowego przekazu. Teraz liczy się Formuła 1 oraz o awans piłkarzy Bayernu Monachium w Lidze Mistrzów.
Myśli już pan o turnieju w Alicante? Czy mecz z Serbią zadecyduje o awansie Polski?
– Oczywiście, że turniej w Hiszpanii poważnie zaprząta moją uwagę. Na razie przygotowuję się na treningach. Wszystko co teraz robię jest podporządkowane tej imprezie. Każdy mecz trzeba będzie potraktować oddzielnie i podejść do niego z zamiarem odniesienia zwycięstwa. Zawczasu nie można nastawiać się na konkretne spotkanie. Do Alicante jedziemy z zamiarem wygrania tego turnieju. Jak trzeba będzie, to postaramy się wygrać wszystkie mecze. Wiadomo, że awans z pierwszego miejsca zapewni lepsze rozstawienie w turnieju olimpijskim.
Więcej w marcowym wydaniu „Handball Polska”
Marek Skorupski