– Dla większości z nas był to debiut na mistrzostwach Europy. Nasz gra nie wyglądała tak jak tego oczekiwaliśmy. Uważam jednak, że mamy spory potencjał, na pewno czeka nas jeszcze dużo pracy – mówi po powrocie do kraju Marta Łyszczyk, reprezentantka Polski w piłkę ręczną plażową.
/Fot. EHF
Polki podczas pierwszej rundy mistrzostw Europy w piłce ręcznej plażowej wygrały zaledwie jednego seta, ponosząc pięć porażek.
– Początkowo nasza gra nie wyglądała najlepiej. Błędy własne, słaba skuteczność gry w ataku i w obronie oraz brak pomysłu na rozgrywanie akcji były przyczyną tak kiepskich wyników w poszczególnych setach – tłumaczy Łyszczyk.
– Przed wyjazdem na turniej tak wysokiej rangi konieczne jest dłuższe zgrupowanie celem zgrana zespołu. Grałyśmy po raz pierwszy w takim ustawieniu i widać było problemy z komunikacją w całej drużynie – dodaje.
W drugiej części czempionatu Starego Kontynentu Polki prezentowały się już nieco korzystniej, jednak pozwoliło to im na zajęcie dopiero 12. miejsca.
– Uważam, że z meczu na mecz grałyśmy coraz lepiej, a sety przegrywałyśmy w ostatnich sekundach. Było widać fajne momenty. Być może brakowało doświadczenia, spokoju, za duża nerwowość utrudniała nam grę w kluczowych momentach meczów – analizuje zawodniczka.
Podopieczne Stanisława Igela zapowiadają, że jeszcze pojawią się na imprezie formatu ME.
– Jeśli chcemy wygrywać z najlepszymi potrzebne jest ułożenie gry zarówno defensywnej, jak i w ataku. Na turniejach tej rangi nie ma przypadków, nie ma miejsca na improwizację. Na tym poziomie musimy stwarzać zagrożenie rzutowe z każdej pozycji, w przeciwnym razie rywalki momentalnie to wykorzystają – mówi skrzydłowa.
– Mamy naprawdę spory potencjał, ale i świadomość, że czeka nas sporo pracy. Trzeba wyciągnąć wnioski. Stać nas na dużo więcej, ale zęby coś osiągnąć trzeba najpierw na to ciężko zapracować – zakończyła Łyszczyk.
(MF/JKM)