W drugim meczu kwalifikacji ME 2014 kobiet reprezentacja Polski przegrała z Czechami 19:22. Ta porażka oczywiście nie przekreśla szans Biało-czerwonych na awans do finałów czempionatu Starego Kontynentu, ale znacznie komplikuje sytuację naszego zespołu w tabeli grupy 3. Nie sposób nie wspomnieć o wspaniałym dopingu lubelskiej publiczności, która wypełniła halę Globus do ostatniego miejsca!
Większość kibiców zdecydowała się na zakup biletów tuż przed meczem i już od godziny 16:00 przed kasami hali Globus ustawiły się długie kolejki. Starcie z Czeszkami cieszyło się tak dużym zainteresowaniem, że zabrakło kart wstępu dla ponad 300 osób, którym pozostało dopingowanie Polek przed telewizorem.
Początek spotkania to koncertowa gra Polek. Dokładne rozgrywanie piłki w ataku, solidna defensywa i fenomenalna dyspozycja Anny Wysokińskiej w bramce sprawiły, że chwilę po pierwszym gwizdku Czeszki przegrywały już 0:4.Pierwszą bramkę nasze rywalki rzuciły w 7’ minucie meczu i potrzebowały do tego rzutu karnego, z gry trafiły dopiero w 11’ minucie.
Od tego momentu tempo spotkania spadło. Niestety w polskich szeregach zaczęła zawodzić skuteczność. Kilka strat i rzutów z nieprzygotowanych pozycji sprawiło, że po upływie kwadransa zrobiło się tylko 7:6 dla Polek. Trzeba przyznać, że rywalki potwierdziły, że są klasową drużyną. Przetrzymały bardzo trudny dla siebie początek, grały konsekwentnie i przyniosło to efekt. Pięć minut później był już remis po 7, a chwilę później nasze rywalki wyszły na pierwsze tego wieczoru prowadzenie.
Niemoc Biało-czerwonych przełamała w końcu Karolina Semeniuk-Olchawa, ogromne brawa publiczności zebrała Kinga Grzyb, to dzięki efektownej wkrętce skrzydłowej Startu Elbląg Polki ponownie wygrywały (9:8). Oba zespoły schodziły na przerwę do szatni przy remisie 9:9.
Drugą połowę lepiej rozpoczęły Czeszki, które po trafieniach Ivety Luzumovej wygrywały już 14:11. Środkowa rozgrywająca była zdecydowanie najgroźniejszą zawodniczką w szeregach rywalek.
Co gorsza w kolejnych minutach obraz gry nie zmieniał się. Nasze południowe sąsiadki w pełni kontrolowały przebieg wydarzeń na parkiecie i systematycznie powiększały przewagę (11:16 w 40’ minucie).
Akcje naszego zespołu były szarpane, piłka kilkakrotnie lądowała na aucie, rzuty z dystansu nie trafiały nawet w światło czeskiej bramki.
Trener Kim Rasmussen próbował ratować sytuację prosząc o czas, posłał też do boju Karolinę Szwed-Orneborg, Agnieszkę Jochymek i Małogorzatę Gapską. To właśnie udane interwencje bramkarki Vistalu Gdynia wlały w serca polskich kibiców odrobinę nadziei.
Polki zdobyły cztery bramki z rzędu i przegrywały już tylko 15:16, do ostatniego gwizdka pozostawało już tylko 12 minut. Po chwili bramka Moniki Stachowskiej wprawiła trybuny hali Globus w euforię, mecz zaczynał się w zasadzie od początku.
Końcówka to prawdziwa wojna nerwów, którą lepiej zniosły niestety Czeszki. Rywalki zwyciężyły ostatecznie 22:19 i rozpoczęły na parkiecie taniec radości.
POLSKA – CZECHY 19:22 (9:9)
Polska: Gapska, Wysokińska, Czarna – Stachowska 5, Niedźwiedż, Grzyb 3, Kudlacz, Koniuszaniec, Wojtas 3, Semeniuk-Olchawa 1, Szwed-Orneborg 2, Migała 1, Stasiak 1, Jochymek 1, Kulwińska 2, Byzdra.
Kary: 4 min.
Trener: Kim Rasmussen
Czechy: Ranikova, Satrapova – Knedlikova 2, Keclikova, Chrenkova 1, Poznarova, Salcakova 1, Ruckova, Kutlvasrova 4, Vitkova 2, Hrbkova, Martinkova, Luzumova 9, Sterbova 2, Crhova 1, Selucka.
Kary: 2 min.
Trener: Jan Basny
Sędziowali: Evgenij Zotin, Nikolai Volodkov (Rosja)
Widzów: 4300 (komplet)
Portugalia – Czarnogóra 24:29 (8:10)
Tabela grupy 3:
1. Czechy 2 4 57:39
2. Czarnogóra 2 4 54:45
3. Polska 2 0 40:47
4. Portugalia 2 0 44:64