– Reprezentacja Polski ma za sobą dwa różne mecze. W spotkaniu z Białorusią pierwsza połowa przebiegała zgodnie z planem. Prowadziliśmy kilkoma trafieniami. W drugiej części brak koncentracji zaważył na tym, że rywale wyrównali. Mecz do końca był już „na styku”. Białorusini zwycięską bramkę zdobyli praktycznie w ostatniej sekundzie – powiedział Kuchta.
W jego ocenie drugi występ Polaków w Gyoengyoes, przeciw Czechom, wyglądał znacznie lepiej. Przede wszystkim nasza drużyna przez cały czas prezentowała odpowiedni, równy rytm, zarówno w ataku, jak i w obronie. Jedynie w ataku pozycyjnym można było doszukać się błędów.
– Do zanotowanych wyników nie przykładałbym zbyt wielkiego znaczenia. Dla wszystkich tu grających drużyn to ostatni sprawdzian przed mistrzostwami Europy w Danii. Trenerzy próbują różnych wariantów gry, testują ustawienia, rotują składem – dodał szef Rady Trenerów ZPRP.
Maciej Pilitowski / Fot. Norbert Barczyk Pressfocus
Michael Biegler w czasie meczów dużo już korzysta z usług rekonwalescentów – obrotowych, Kamila Syprzaka i Bartka Jureckiego. Dziś w obronie pokazał się Mariusz Jurkiewicz. W turnieju na pewno nie zagra Rafał Gliński, który kontuzji nabawił się jeszcze na treningu w Warszawie. Sprowadzony za niego w trybie awaryjnym Maciej Pilitowski dołączył w trakcie potyczki z Białorusią. Zagrał jednak dopiero przeciw Czechom. Nasz sztab medyczny robi co może, aby do gry był gotowy Piotr Grabarczyk. Nasz trzeci obrotowy uskarża się na ból pleców i jeszcze nie wystąpił w Gyoengyoes. Miejscowa hala może pomieścić 1000-1200 widzów. W czasie turnieju Provident Cup wypełnia się do ostatniego miejsca.
Ostatnim przeciwnikiem Biało-czerwonych w imprezie będzie drużyna gospodarzy. W ich składzie brakuje kontuzjowanego Laszlo Nagy’a. – Węgrzy nie mają u siebie indywidualności. Dysponują wyrównanym składem. Też zdarzają się im przestoje. Z Białorusią prowadzili już ośmioma bramkami, by wygrać tylko trzema trafieniami – zakończył brązowy medalista z Montrealu.